W życiu wygrywają potwory*

alex-boyd-262019-unsplash
zdjęcie:  Alex Boyd

-Możesz do mnie przyjechać?- usłyszałam w słuchawce jej schrypnięty, zaryczany głos, aż mnie ciarki przeszły po kręgosłupie.

-Jasne- powiedziałam, bo Weronika nigdy o nic nikogo nie prosiła.- Będę za pół godziny.

Dzwoniąc po taksówkę, wbiegłam jeszcze do Żabki, żeby chwycić awaryjne wino. Ale gdy dwadzieścia minut później Weronika otworzyła mi drzwi swojego mieszkania, zobaczyłam w jej oczach coś, czego żadna ilość wina nie byłaby w stanie znieczulić.

-Urodziła mu się córeczka-powiedziała bez żadnych wstępów, a ja od razu wiedziałam, o kogo chodzi.

Weronika odeszła od Arka trzy lata temu, po jedenastu latach związku. Odeszła, bo ją zdradzał- ot, przykra, banalna historia, jakich wiele, wydawać by się mogło.

Niestety, w ich przypadku miała ona drugie dno. Arek, po przebytej w dzieciństwie chorobie, był nieuleczalnie bezpłodny.  Weronika zaakceptowała fakt, że nigdy nie zostanie mamą, bo przecież Arek był miłością jej życia. On przez te wszystkie lata powtarzał ze smutkiem „Ale sobie kalekę znalazłaś!”, więc Weronice  jeszcze serce pękało z bólu, że on w ogóle mógł coś takiego pomyśleć.

Po czym któregoś pięknego dnia okazało się, że „kaleka” znakomicie sobie radził na tak zwanym mieście. Sponsorował z ich wspólnych pieniędzy (przez większą część związku Weronika zarabiała więcej) kilka panienek, w tym swoją byłą. Kupował im ubrania, biżuterię, spa. Jego służbowe wyjazdy okazały się nie być służbowe. Oczywiście wszystkiego się wypierał, zaprzeczał faktom i dowodom. Na koniec wszystkiemu winna była Weronika- okazało się, że nigdy nie był z nią szczęśliwy.

-Przecież on nie może mieć dzieci- powiedziałam, odstawiając wino na stół i prowadząc ją na kanapę. Cała się trzęsła. Pomogłam jej usiąść, podpaliłam papierosa. Jej twarz była sinoszara, oczy wpatrywały się w ciemność, której istnienia większość ludzi nie jest nawet świadoma. Na szczęście.

-Właśnie urodziło mu się dziecko- powtórzyła tępo.

-Ale to nie jest możliwe!- podpaliłam papierosa i sobie, bo raz do roku to i księdzu wolno, a sytuacja była ekstremalna.

-Nie wiem, nie znam szczegółów- powiedziała prawie szeptem.- Nie wiem, czy to na sto procent jego dziecko, czy ta dziewczyna może zaszła w ciążę z kimś innym. Czy może przeszedł jakieś leczenie, chociaż nam lekarze mówili, że to nierealne, bo on nie miał żadnych plemników. Ale to nie ma znaczenia. Znajoma przesłała mi skrina z jego Fejsa, na którym obwieszcza z triumfem, że został tatą…

Zaciągnęłam się rozpaczliwie szlugiem, bo kurwa, nic nie byłam w stanie powiedzieć.

– Przez te wszystkie lata- powiedziała, patrząc na mnie nieruchomymi oczami- przez te wszystkie lata modliłam się o cud. Bo przecież cuda się zdarzają. Ludziom. Więc marzyłam, że stanie się cud i będę miała dziecko. Jego dziecko. Naprawdę marzyłam o tym.

Zgasiłam jej papierosa i podpaliłam jej kolejnego. Dla siebie też naszykowałam. Dalej nie mogłam wykrztusić słowa.

-Mam trzydzieści dziewięć lat- powiedziała Weronika.- Jestem sama i wciąż sobie nie poradziłam z tym, co się stało.  Nigdy nie będę mamą, choć tak bardzo tego chciałam.

-Tego nie wiesz!- zawołałam, ale rozpacz w jej spojrzeniu mnie uciszyła. Odpaliłam następnego papierosa od tego, którego trzymałam w dłoni.

*

-Wpaść z bezpłodnym facetem, tylko ja tak potrafię!- śmiała się Milena, bujając wózkiem, w którym leżała i gaworzyła jej trzymiesięczna córka. Grzeczna jak aniołek.

Popatrzyłyśmy po sobie z dziewczynami z pracy. Milena, niezbyt bliska koleżanka z  naszej firmy, wpadła do biura pochwalić się córeczką. Przy okazji miała potrzebę podzielić się z nami historą o swoim one night standzie z kolesiem, który nie był w stanie wcześniej spłodzić dziecka trzem byłym żonom, a jej oto zrobił właśnie owe urocze bobo. Historia ta wprawiła nas w lekki dyskomfort. Nawet jeśli dla mnie nie było to do końca nowe doświadczenie.

-Musiałam zrobić badania genetyczne, żeby wydębić od niego alimenty!- śmiała się, wyraźnie z siebie zadowolona, a my ledwo się trzymałyśmy na nogach pod ciężarem secondhand embarrassment.

-No ale jak to w ogóle możliwe?-nie wytrzymała w końcu Aneta.- Skoro był bezpłodny?

-No nie wiem, chyba po prostu cuda się zdarzają– Milena roześmiała się perliście.

*Tytuł jest cytatem z książki “Gra o tron”, George R.R. Martin

15 thoughts on “W życiu wygrywają potwory*

  1. Boże, zmroziły mnie te historie😞Ale świat taki jest,w życiu nie ma tak, że złych ludzi spotyka kara,a dobrych nagroda,sama coś o tym wiem😞 p.s.Fantastycznie napisane,aż zamarłam czytając!

    Like

  2. Tym drugim to się chyba feromony zgadzały, to nawet pasuje do jednonocnej przygody – zwierzęce przyciąganie. Ale co do pierwszej historii to sama nie wiem… ale przecież możliwe, że był nawet inny dawca, wiadomo, że koleś nie opisze tego na fejsie, skoro to ma być ich dziecko.

    Liked by 1 person

    1. Nie, no oczywiście każda z tych historii ma swoje logiczne wytłumaczenie, takie rzeczy się zdarzają, pewnie nawet dość często…Czasem trudno się z nimi pogodzić, ale świat nie jest czarno-biały i nie zawsze działa w sposób, który nam by się wydawał “sprawiedliwy”…

      Like

  3. Oj dodałam komentarz nie chcący, zanim go skończyłam. Chciałam zapytać właśnie czy takie rzeczy naprawdę się dzieją, bo, no, jakby to inaczej powiedzieć… ja pierdolę 😉

    Liked by 1 person

Leave a comment

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.