Rzeczy których nie robię

zdjęcie: Autri Taheri 

Nie to, żebym uważała, że jestem aż tak fascynującą osobą, że kogokolwiek powinno jakoś specjalnie obchodzić już nawet nie to, co ja robię, ale wręcz, czego nie robię.

W sensie, raczej jednak mam świadomość, że w sumie to hasztag #nikogo.

Niemniej jednak, temat ten dojrzewał w czeluściach (pustkowiach?) mego mózgu już od jakiegoś czasu, a kolejne randomowe i #nikogo nieobchodzące rzeczy odnotowywały się gdzieś w tych moich zwojach niezmywalnym pisakiem.

No a jak ja mam ochotę o czymś napisać, to nie ma chuja we wsi.

W sensie, pozamiatane, napiszę i już.

No bo to mój blog, wiadomo.

Tak więc nie pozostaje wam nic innego, jak z tym handlować.

No i przeczytać, bo skoro i tak już tu jesteście, to nie chcę nic mówić, ale trochę już, tak czy owak, powinniście się zastanowić nad swoim życiem.

Ale zawsze możecie to zrobić później.

Albo wcale, bo może to jest jedna z tych rzeczy, których wy nie robicie, ha?!

I tak oto, tym pięknym segweyem, prześlizgniemy się do rzeczy, których nie robię ja.

Wyzwania książkowe

Mam ten przywilej i przyjemność, że pochodzę z bardzo czytającej rodziny i czytanie jest dla mnie jednym z najnaturalniejszych i najprzyjemniejszych sposobów spędzania wolnego czasu.

W sensie, naprawdę uwielbiam to robić.

Czego jednak nie potrafiłam nigdy pojąć, to te wyzwania książkowe, te wszystkie założenia “52 książki w rok”, te listy “must read”, te wirtualne półki “do przeczytania”, etc.

Nie zrozumcie mnie źle, ja nie mam problemu z tym, że ludzie tak robią, na jakimś poziomie rozumiem, że to im się pomaga zorganizować/zmobilizować/ nie przeoczyć jakiejś ważnej dla siebie pozycji.

Natomiast dla mnie, personalnie, tego typu inicjatywy są prostą receptą na to, jak zjebać sobie przyjemność i zamienić ją w kolejną rzecz, którą sama siebie bym ciśnieniowała i biczowała. No bo jakże to tak, nie zrobiłam planu, i przeczytałam tylko 51 książek?!

Nie mam zielonego pojęcia, ile książek czytam, i nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Jasne, notuję sobie czasem jakieś tytuły, które chcę przeczytać, żeby o nich nie zapomnieć, ale to nie ma dla mnie charakteru listy “to do” i nie wiąże się z żadnym poczuciem obowiązku.

Mam w swoim życiu wystarczająco dużo presji i wystarczająco wiele razy nie sprostałam swoim oczekiwaniom, żeby jeszcze i to sobie robić.

Czytam, bo lubię. Tyle, ile jestem w stanie, pracując prawie non stop, i mając też inne zainteresowania.

Nie ma opcji, żebym zaczęła się ścigać czy porównywać w robieniu rzeczy, które z założenia mają mnie relaksować.

Prasowanie pościeli

PODOBNO, bo ja w to do końca nie wierzę i dalej uważam, że ci, co rozpowszechniają te pogłoski, wkręcają mnie, niemniej jednak, PODOBNO są na tym świecie ludzie, którzy prasują pościel.

Czaicie to? PRASUJĄ! POŚCIEL!

W sensie, nie mówimy o sytuacji, kiedy raz na miesiąc, słaniając się na nogach, wyciągają tę zajebaną deskę i rosząc ją łzami (przy okazji wytwarza się świetna, naturalna para!), prasują w udręce ciuchy do roboty.

Albowiem życie to dziwka.

Nie, moi drodzy. Mówimy o czymś jeszcze innym.

Ponoć są ludzie, którzy z własnej woli zapierdalają z tym żelazkiem po to, żeby wyprasować sobie coś, na czym za chwilę się położą i to wygniotą!

No sami przyznajcie, jak nieprawdopodobnie to brzmi.

Nie wiem, czyj chory umysł wykminił w ogóle ten szalony koncept, ale to musi być jakiś makabryczny żart!

Żeby jednak nie było wątpliwości: nie istnieje błąd w matrixie, który mógłby sprawić, że ja bym to zrobiła.

W sensie, ogarnąć żelazkiem prześcieradło z gumką??!!!

Pocić się nad wyprasowaniem tej wielgachnej poszwy na kołdrę???!!!

No sorry not sorry, to się po prostu nigdy nie wydarzy.

Branie strony faceta

W sensie, jak jest jakiś konflikt damsko-męski, i ja nie znam za dobrze żadnej ze stron, ale zwierza mi się facet.

Wiecie o co chodzi.

Zauważam (z pewnym smutkiem), że wiele kobiet w takiej sytuacji instynktownie przybiera pozę tej “cool kumpelki”, która jest “inna niż wszystkie głupie baby”, no więc pocieszy tego biednego, nierozumianego przez złą kobietę chłopczyka i razem z nim będzie wzdychać, jakież to te inne kobiety są pojebane.

(Ona nie, rzecz jasna, ona Rozumie i Wie, jak się sprawy mają!)

No i oczywiście, ja takie zachowania bardzo tępię i uważam za chujowe na bardzo wielu poziomach, ale z drugiej strony, u siebie zauważyłam drugie esktremum.

Otóż moja solidarność jajników czasami przybiera dosyć zastraszającą formę.

Ilekroć bowiem słyszę jakiegoś faceta, który się żali na to, jak źle został potraktowany przez jakąś kobietę, to w mojej głowie natychmiast, z automatu, pojawia się zasadnicze pytanie: “A ty co jej przedtem zrobiłeś, chuju?”

No serio, nic nie poradzę, to silniejsze ode mnie!

Popracuję kiedyś nad tym… Chyba… Tak sądzę…Albo i nie.

Jedzenie pizzy sztućcami

No tu nie ma w ogóle nad czym deliberować, Moja Młodsza Siostra mówi, że nie można ufać ludziom, którzy jedzą pizzę sztućcami.

No a Moja Młodsza Siostra jest najmądrzejszą osobą, jaką znam.

Tak że nie wiem, jak wy, ale ja tam się wyłamywać nie będę.

No i kurwa, serio? Sztućce do pizzy?! Szanujmy się!

Strojenie się na spacer

Oczywiście, “strojenie się” to rzecz wielce subiektywna.

Plus ja naprawdę mam w dupie to, jak inni ludzie wyglądają czy się ubierają, więc to nie jest tak, że jakoś specjalnie wytykam palcami dziewczyny odjebane jak na galę Oscarów na spacerze w Łazienkach. Albo w centrum handlowym. Albo na grobbingu!

(No dobra, TROSZECZKĘ się może podśmiewam…CZASEM. W głębi duszy. No ewentualnie jeszcze z Moją Młodszą Siostrą. Pozwijcie mnie, jestem tylko człowiekiem!)

Może to jest też u mnie kwestia tego, że sama, od poniedziałku do piątku, muszę chodzić w swojego rodzaju mudurku i może dlatego w weekend z taką ulgą wskakuję w trampki i dżinsy (jeśli nie w ogóle w dresy?)

Dlatego też nie spotkacie mnie w ZOO w dziesięciocentymetrowych szpilkach, ani w pizzerii w wieczorowej sukni, ani też na ławce w parku, odjebanej jak do teatru.

Chociaż oczywiście bardzo szanuję, że niektórzy ludzie w ten sposób celebrują życie.

Nawet im tego na jakimś poziomie chyba trochę zazdroszczę.

No ale żebym sama miała tak w niedzielę wystąpić w pełnym rynsztunku, żeby iść do kina?

No nie ma szans. Nope!

115 thoughts on “Rzeczy których nie robię

  1. Haha prasowanie pościel rzadzi! Malo tego znam takich co prasuja majty i skarpety i w ogole kazdy jeden ciuch.. serio? Ja kupuje po prostu takie co sie nie mną a zelazko wlaczam dwa razy w roku – uprasowac obrus na święta. 😁 A na spacer sie ,,wystroic” czasem lubie. Tyle że moje strojenie to pomalowanie rzes tuszem i nalozenie szminki. 😂🙊

    Liked by 1 person

  2. Tak czytam i widzę, że też tych rzeczy nie robię. Czytam bo lubię i czytanie jest nieodłącznym elementem mojego życia. Nie prasuję pościeli bo nie widzę potrzebny, zresztą prasuję to co muszę (bo mundurki szkolne córki jednak cholera muszę). Czy stroję się na spacer? Nie, bo na spacerze chcę się czuć wygodnie i na luzie. Życie jest po to aby go sobiw nie komplikować 😉

    Liked by 1 person

Leave a reply to StaraPannaZKotem Cancel reply

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.