
[Tekst powstał na zamówienie czytelnika Benia, jako nagroda w konkursie Trzy tematy na trzylecie bloga]
Ktoś to powinien spinać globalnie- mówi Mój Szef na status meetingu, a ja skwapliwie potakuję. Przecież, at the end of the day, również mam świadomość, że w tej sytuacji chodzi o taki helicopter view. Oraz identyfikację obszarów do optymalizacji.
Wyświetlam ścieżkę krytyczną w projekcie głównym i zaczynamy ożywioną dyskusję. Każdy input ma znaczenie. Uśmiecham się leciutko, grupując zadania. Koleżanki i Koledzy tłumaczą się z opóźnień w swoich taskach. Mój Szef marszczy brwi tak, że i ja czuję pionowe zmarszczki na moim czole.
Włączyli nam tę Więź po moim ostatnim appraisalu.
Nie narzekam, w ten sposób łatwiej nam jest osiągnąć alignment co do strategii biznesowej.
Multizadaniowo odpisuję na Slacku Przystojniakowi Z Produkcji, ale Mój Szef tylko kręci głową i czuję w policzkach ból od jego zaciśniętych zębów.
Tak że nici z tête-à-tête w kuchni przy owocach.
I będę teraz musiała bardziej się przyłożyć do mapowania strumienia wartości.
*
Pamiętam jak przez mgłę, że kiedyś byliśmy inni i niektórzy z nas miewali własne zdanie.
Ale potem decyzją Managementu przyznano nam dodatkowe perki i podpisaliśmy aneksy o suplementach. Gorzkie pigułki były zadziwiająco łatwe do przełknięcia.
Dawki systematycznie nam zwiększano, po każdym Leadership Team Meetingu. I powoli przestawałam rozumieć, o co ja się w ogóle kiedyś tak rzucałam.
Systemowe rozwiązywanie problemów procesowych było przecież lekiem na całe zło. Standaryzacja wypracowanych rozwiązań przepędziła z nas wszelki weltschmertz.
*
– A gdyby tak pierdolić misję, wizję i wartości, i po prostu wyjebać w Bieszczady?- syknęła mi na ucho, przy ekspresie do kawy, Niepokorna Juniorka.
Poczułam w skroniach palącą dezaprobatę Mojego Szefa.
Ale uśmiechnęłam się przyjaźnie, bo przecież wyeliminowaliśmy silosy.
-Kiedy po raz ostatni opuściłaś dwudzieste piętro?- zapytałam matczynym, pobłażliwym tonem, wciskając myślą guzik espresso doppio.
Dzięki temu kofeina zaczynała krążyć w żyłach i moich, i Mojego Szefa jednocześnie.
Rozbawił mnie popłoch w oczach Juniorki.
Musiałam uciekać na calla, ale zgłosiłam do HRu zapotrzebowanie na komunikację strategii i kasakadowanie celów.
*
-Nie brałem tabletek od tygodnia- Przystojniak z Produkcji i tak mnie dopadł. Mój Szef skrzywił się tak, że aż mnie rozbolały mięśnie twarzy.
-Nie interesuje mnie to- powiedziałam asertywnie, ale z uśmiechem.
Przystojniak złapał mnie za rękę i mocno uścisnął.
-Pamiętasz, jak kiedyś wychodziliśmy razem na szluga? Jak paliliśmy sobie NA DOLE, NA ZEWNĄTRZ??– syknęłam z bólu, bo miażdżył mi rękę, a Mój Szef za oszklonymi drzwiami zaczął masować swoją, nie przerywając analizy EBIT.- Pamiętasz, jak cisnęliśmy bekę z tych wszystkich debilnych tabelek, spotkań i tego ich bełkotu?– naciskał Przystojniak, wpatrując się we mnie, aż Mój Szef ścisnął mnie w dołku.
-Muszę iść- wyszarpnęłam dłoń i wróciłam do swojego boksa. Czułam nutkę żalu, bo coś we mnie, jak przez mgłę, pamiętało o czym on mówił.
Plus Przystojniak Z Produkcji był tak gorący, że moja ręka zaczęła generować parę.
Ale Mój Szef uszczypnął mnie w poczucie obowiązku, więc szybko odblokowałam kompa.
Musiałam NAM wymyśleć, co będzie na kolejnym Town Hallu.
*
Mijała dziewiąta godzina spotkania, podczas którego już prawie udało nam się stworzyć matrycę komunikacji strategii.
I wtedy usłyszeliśmy krzyki i zaczęły nam migać jakieś sylwetki za oszronionym szkłem salki konferencyjnej.
Mój Szef zarządził przerwę i wstał mną, żeby zobaczyć, co się dzieje. W przestrzeni biurowej panował totalny chaos, pracownicy wszystkich działów biegali w kółko, krzycząc coś do siebie.
-Co się stało?- zawołałam w przestrzeń i nagle poczułam samotność tak ssącą i dotkliwą, że zgięło mnie w pół. Zszokowana obejrzałam się i napotkałam oczy Mojego Szefa, równie przerażone, jak moje.
Ktoś nam rozłączył Więź.
-Odcięli Internet! Definitywnie!- wrzasnął do mnie Chudy Od Logistyki, biegając tam i z powrotem z laptopem w ręku, jakby licząc, że złowi zasięg niczym motyla do sieci.
-Ale KTO?- zawołałam zszokowana.
-Nie wiadomo- zaszlochała Księgowa Pryncypialna.- Nie mamy gdzie tego sprawdzić…
Ktoś włączył alarm w biurowcu, słychać było, że chaos i zgiełk ogarniały cały budynek. Włączyli alarm przeciwpożarowy. Za oknami słychać było wycie syren, ktoś coś ogłaszał przez megafon. Moje Koleżanki i Koledzy rozpaczliwie i bezskutecznie grzebali w swoich telefonach.
-Hej!- poczułam znajome ciepło, bo znów wyrósł przy mnie Przystojniak Z Produkcji.- Chodź, spadamy stąd! Szybko!
Tym razem wyciągnął do mnie rękę i czekał, aż mu podam swoją.
I nagle mi się przypomniało- że kiedyś śmiałam się na całe gardło, lubiłam ludzi i rzeczy poza pracą.
Jadłam z talerzy, a nie z pudełek i odpoczywałam w parku, a nie w chillout roomie.
Wtedy uważałam, że te spotkania mogłyby być mailem.
Plus tego maila też niekoniecznie należało wysłać.
-No chodź!- Przystojniak uśmiechnął się do mnie tym uśmiechem, od którego wszystkie moje organy miękły i pulsowały jak galareta.
-Hej!- usłyszałam głos Mojego Szefa. Wychynął za mną z sali konfrenecyjnej, odprasowany, nienaganny, białozębnie uśmiechnięty.- Czekamy na ciebie!
-Chodź!- szept Przystojniaka stał się nieco bardziej natarczywy.
Ludzie wokół nas masowo wypierdalali Na Zewnątrz.
-Przecież wiesz, że bez ciebie nie dotrzymamy dedlajnu!– powiedział w tym samym czasie Mój Szef.
I wtedy do mnie dotarło. Spojrzałam na Przystojniaka- z rozpaczą, ze łzami, z nadzieją, że zrozumie.
Ja MUSIAŁAM dowieźć projekt.
Świetna literatura, pozdrawiam Panią serdecznie!
LikeLiked by 1 person
❤️
LikeLike
O rany! Przypomniały się się stare dobre czasy, a może nie dobre?😜 Poki pada siedź w chillout roomie😂 buziaki kochana!
LikeLiked by 1 person